Stawiam na nas
Lynn Painterniego pastę pomidorową, wyliczył, ile suszonego czosnku jest równe
jednemu ząbkowi; był profesjonalistą. Ja w domu w zasadzie
używałam tylko mikrofalówki. I piekarnika, kiedy miałam ochotę na
mrożoną pizzę. Kiedy odcedziliśmy makaron i wszystko było już
gotowe do podania, Charlie przysunął się do mnie. Prawą ręką
dotknął pasma moich włosów, uśmiechając się tak, jakby łączył nas
jakiś sekret, a po moim ciele rozlało się ciepło.
Przytulność mieszkania, zapach sosu, błysk w jego oczach, gdy
razem spiskowaliśmy – wszystko to sprawiło, że ta chwila była
niczym gorąca czekolada po dniu spędzonym na śniegu.
– Zanosimy? – zapytał, puszczając moje włosy.
Lksjflskjfksljfklsdjfklsd, pomyślałam, a oddech uwiązł mi
w gardle.
– Zanosimy – wykrztusiłam, wytrącona z równowagi jego
dotykiem.
Wzięłam wielką miskę z makaronem i na trzęsących się nogach
udałam się za nim w stronę stołu.
Nie wiem, czego się spodziewałam, ale kolacja okazała się
w porządku. Owszem, żołądek zwijał mi się w supeł za każdym
razem, kiedy Scott przekomarzał się z moją mamą albo nazywał
mnie Bay, ale dzięki absurdalnym opowieściom Charliego
i zabawnym reakcjom mojej mamy zostało to ograniczone do
minimum i posiłek upłynął w całkiem miłej atmosferze.
Dziwne, no nie?
W okolicach jedenastej mama pościeliła na rozkładanej sofie dla
Charliego i wszyscy udaliśmy się do swoich łóżek. Zdążyłam właśnie
zgasić światło, kiedy zawibrował mi telefon.
Charlie: Kiedy zaczniemy być parą?
W ciemnościach wpatrywałam się w telefon i zastanawiałam, jak
by to było, gdyby Charlie Sampson na poważnie wypowiedział te
słowa. Oczywiście wcale tego nie chciałam, no ale… nie potrafiłam
przestać sobie tego wyobrażać.
---